Ola + Daniel | Kameralny ślub w Bieszczadach w Rusinowej Polanie

zdjęcie grupowe

Kameralny ślub w Bieszczadach – słowo wstępu

 

Wiecie jak długo tworzymy ten wpis? Prawie od ślubu Oli i Daniela! Dlaczego aż tak długo? Zależy nam, by oddać ducha tego wydarzenia, by przybliżyć Wam atmosferę tego majowego weekendu. Ogrom pozytywnych emocji, które towarzyszyły nam podczas tych kilku dni z Olą, Danielem i ich rodzinami sprawił, że chcemy w należyty sposób przedstawić tę małą rodzinną uroczystość.

 

Wiemy, że przygotowaliśmy dla Was multum materiału. Znajdziecie tu dużo opowieści o tym weselu, jak i mnóstwo zdjęć. Uwierzcie, nie mogliśmy się ograniczyć. Mamy nadzieję, że po przeczytaniu i obejrzeniu historii o ślubie Oli i Daniela zrozumiecie nas, że krócej się nie dało ;).

 

 

Każdy fotograf ma takie swoje zawodowe marzenia. Dla nas takim marzeniem było wrócić w Bieszczady i ponownie spędzić tu fotograficzne chwile. O ostanim reportażu w tym miejscu możecie przeczytać tutaj:

Wesele w Rusinowej Polanie 

 

A o kameralnym ślubie, gdzieś pośrodku Bieszczad, poczytacie poniżej.

 

 

Małe przyjęcie ślubne gdzieś w sercu Bieszczad

 

Aż podskoczyliśmy, kiedy Ola i Daniel napisali do nas, że marzy im się kameralny ślub w Bieszczadach w Rusinowej Polanie! Małe przyjęcia są nam bardzo bliskie. Sami mieliśmy ślub w górach tylko dla najbliższych. Pewnie dlatego z Olą i Danielem od razu złapaliśmy wspólny język. To, co zaplanowali dla siebie i gości, to było połączenie doskonałej organizacji i walki ze schematami.

 

Oboje czuliśmy, że jesteśmy częścią bardzo ważnej dla tej rodziny uroczystości. Wyobraźcie sobie, że wszystkie osoby, które były zaproszone na ten ślub, były mocno zaangażowane w jego organizację. Zrobiło to na nas ogromne wrażenie. Wprawdzie często bywamy na weselach, w które są zaangażowane rodziny i przyjaciele, ale czegoś takiego jak tu, to jeszcze nie przeżyliśmy. Niespodzianki, flash moby, śpiewanie, prezenty a wszystko to okraszone decybelami śmiechu i hektolitrami łez wzruszenia. Nadal, po takim czasie, są w nas te emocje ze ślubu.

 

Czy pamiętacie maj 2019 roku, kiedy to deszcz nie przestawał padać odbierając wielu nadzieję na słoneczną pogodę? I teraz wyobraźcie sobie, że pomimo prognozy zapowiadającej bardzo mokry (kolejny) weekend, deszcz nie pokrzyżował ani jednego ślubnego planu tej pary. Jak to możliwe? Kciuki trzymali wszyscy, by chmury zeszły z bieszczadzkiego nieba. A one grzecznie posłuchały i odeszły, pozostawiając sklepienie błękitne w dzień, a nocą – gwiaździste.

 

 

Kameralne wesele w Rusinowej Polanie (tej w Bieszczadach)

 

Czy wiecie, że Rusinowa Polana w Bieszczadach to podobno najstarsza agroturystyka w Polsce? Od ponad 40 lat zachwyca położeniem, kuchnią i obsługą. Klimat tego miejsca pokochają Ci z Was, którzy szukają spokoju, niekomercyjnych miejsc, w których jednak czuć lekko ducha nowoczesności.

 

W Rusinowej Polanie znajdziecie Gawrę stylizowaną na karczmę, a obok przezroczysty namiot, w którym goście mogą się bawić podczas przyjęcia. Poznacie co to smak prawdziwej kuchni polskiej, ale jak trzeba, t0 zjecie także i wegetariańsko, i wegańsko. Będziecie podziwiać piękno górzystych terenów, na których pasą się konie. To miejsce idealne właśnie na takie kameralne uroczystości. Zaszywacie się na kilka dni w Bieszczadach i wspólnie z bliskimi celebrujecie te chwile. Tak jak zrobili to Ola i Daniel.

 

Ogromnym plusem tego miejsca jest możliwość świętowania tylko w gronie najbliższych. Cały obszerny teren był do dyspozycji pary i ich gości na wiele dni przed ślubem, a także na kilka dni po nim. Dzięki temu celebracja ślubu wydłużała się, co doskonale znamy z własnego doświadczenia. To jest zupełnie inny rodzaj ślubu… Na kilka dni, razem z bliskimi, przygotowujecie się na ten wielki dzień. Potem wspólnie go przeżywacie, by na koniec, odpoczywając, wspominać to wszystko wspólnie z przyjaciółmi i rodzinami. Jeśli marzy Wam się właśnie taki ślub – rzućcie wszystko i jedźcie w Bieszczady do Rusinowej Polany.

 

 

Przygotowania, zdjęcia pozowane i góry w tle

 

Poranek tego dnia zaskoczył tym, że nareszcie nie padało. Po obfitym śniadaniu, z aparatami w dłoniach, udaliśmy się na mały rekonesans. Chcieliśmy poszwędać się trochę po okolicy, zanim zaczniemy fotografować przygotowania Oli i Daniela. Dzięki temu poznaliśmy część orszaku ślubnego, który uwijał się jak mróweczki, by wykonać swoje zadania z listy.

 

Przygotowania były tak zorganizowane, by Ola z Danielem zobaczyli się dopiero na zaaranżowanym first looku. Daniel z chłopakami szykowali się w Domku nad Stawem, a Ola z dziewczynami w Domku dla Gości. Jednym z zadań orszaku było przypilnowanie, by absolutnie młodzi nie zobaczyli się wcześniej. Uwaga spoiler – udało się ;). Bo wiecie, to był orszak, który nie tylko dobrze wyglądał, ale świetnie spisywał się w organizacji zadań, dzięki czemu para młoda miała trochę mniej na głowie. A skoro i też dobrze wyglądali, to wykorzystaliśmy ich do zdjęć! I to wiele razy ;).

 

Przy samych przygotowaniach możecie zobaczyć tylko część zdjęć pozowanych. Krótką sesją Oli na pobliskich zielonych łąkach rozpoczęliśmy reportaż na dobre. Oczywiście must have to były zdjęcia z drużyną Oli i Daniela. Na uwagę zasługują dziewczyny w super przygotowanych w tym celu szlafrokach! Jak dobrze się przyjrzycie, to może uda Wam się znaleźć mamę Oli, która także wystąpiła w sesji szlafrokowej!

 

 

Połączenie first looka, błogosławieństwa i …osobistej przysięgi

 

Kolejnym punktem, o którym chcemy Wam trochę więcej opowiedzieć, jest połączenie first looka, błogosławieństwa i osobistej przysięgi, które wydarzyły się na tym ślubie. Czy pisaliśmy już Wam, że ten ślub był kameralny, a co za tym idzie – znalazły się tam wszystkie bliskie dla pary młodej osoby? Dlatego kolejny etap odbył się z ich udziałem.

 

Daniel i jego świta wraz gośćmi czekali na Olę i druhny w bardzo romantycznym miejscu. Wszystko zostało tak zaaranżowane, że Ola z Danielem mieli widzieć się pierwszy raz na moście, tuż obok stawu, w cieniu rosnących tu drzew. Olę przyprowadziły do Daniela jej druhny i rodzice, a wszyscy goście i my byliśmy świadkami tej chwili. Jak zapewne domyślacie się łzy popłynęły z wielu oczu. To było bardzo emocjonujące wydarzenie. Po nim nastąpiło kolejne – błogosławieństwo, które także wycisnęło niejedną łzę. Ale to jeszcze nie koniec.

 

Chwilę po błogosławieństwie byliśmy świadkami czegoś po raz pierwszy w naszej karierze. Ola z Danielem postanowili wygłosić teksty przysięgi napisanej dla siebie i przez siebie. Właśnie tu, przed bliskimi, własnymi słowami mówili o miłości, dziękowali sobie nawzajem za nią i za wszystko, czego każde z nich nauczyło się od tej drugiej osoby. Oboje wygłosili przepiękne i emocjonujące przemówienia. Boże, jakie to było cudowne! Jeśli ktoś do tego momentu dotrwał nie płacząc, to właśnie tu kończyła się jego harda dusza! Cieszyłam się ogromnie, że mogłam schować się za aparatem, by nie było widać moich szklących się oczu. Zresztą, co tu dużo mówić – Karol też mocno krył się za aparatem ;).

 

Po takich wzruszających momentach miały nastąpić kolejne, tym razem związane z przysięgą w kościele.

 

Ślub w drewnianym bieszczadzkim kościele

 

Ślub odbył się w pobliskim kościele pw. św. Michała Archanioła, w miejscowości Dwerniczek. Mały, drewniany kościół idealnie pasował na tę kameralną uroczystość. I tu nie mogło obyć się bez niespodzianek od gości. Oprócz zaangażowania bliskich do czytań i śpiewania psalmu, para nie miała pojęcia, że oprawę muzyczną w kościele sprawowały także bliskie im osoby, wspomagane przez skrzypka z duetu DJ-ów. To tylko jeszcze bardziej podkreśliło jak bardzo wszyscy z gości zaangażowali się w ślub Oli i Daniela.

 

Po pięknej mszy, prowadzonej przez bardzo sympatycznego księdza, zaplanowano życzenia i szampana nad stawem, już w Rusinowej Polanie. I tu czekała niespodzianka, ale tym razem dla nas, osób, które pracowały w ten dzień dla pary. Ola i Daniel przedstawili nas gościom i podziękowali za nasze zaangażowanie. Dostaliśmy oklaski i tym sposobem kolejnym razem sprawili, że mieliśmy wilgotne oczy. Olu, Danielu – bardzo Wam za to dziękujemy, bo zupełnie się takiego przemówienia nie spodziewaliśmy :D. To piękny gest, który bardzo, bardzo mocno nas wzruszył.

 

Jeśli myślicie, że to koniec opowieści o cudownym weselu w Rusinowej Polanie, to powiemy Wam, że to dopiero początek tej historii! Bo teraz mamy dla Was cały szereg kolejnych emocji do przekazania.

 

 

Wesele pełne… niespodzianek

 

Bliscy Oli i Daniela to bardzo mocna taneczno-wokalno-instrumentalna grupa. I niespodzianki, które były na tym weselu, także właśnie takie były.

 

Daniel ze swoimi kolegami wykonali popisowy taneczny numer, który spokojnie można by osadzić w jakimś muzycznym teledysku. A po północy rodzice wraz z dużą grupą gości wykonali cały szereg skomplikowanych układów tanecznych w prezencie dla pary.

 

Była także muzyczna niespodzianka. Mama Oli potajemnie chodziła na lekcje śpiewu, by nagrać piosenkę z osobiście napisanym tekstem piosenki dla Oli. Do tego nagrała teledysk, który odtworzono w dniu wesela. Chyba nie musimy pisać, że Ola (ale nie tylko) była szczerze wzruszona?

 

Czy to koniec niespodzianek? Pewnie, że nie! W jedną nawet byliśmy i my zaangażowani. Poproszono nas, by poinformować Olę i Daniela, że będziemy robić wspólne zdjęcie na sali wraz z tabliczką „Misie tu siedzą”. Ogólne zamieszanie, Marysia z mikrofonem w ręce prosząca gości do zdjęcia grupowego, goście ustawieni do zdjęcia, Ola z Danielem pozują, etc. Oczywiście takie zdjęcie ostatecznie powstało, ale tylko po to, by odwrócić uwagę pary od najważniejszego.

 

W tym całym zamieszaniu nagle zaczynają się pierwsze nuty „Bieszczadzkich Aniołów” Starego Dobrego Małżeństwa. Na salę wchodzi trzech gitarzystów z rodziny Oli i tata Oli z mikrofonem w ręce. W międzyczasie goście wyciągają śpiewniki ze specjalnie przerobionym fragmentem oryginalnego tekstu. Ola i Daniel z osłupieniem patrzą na to, co właśnie się dzieje. Gdy zbliża się fragment „zielony kielonek, kielonek zielony, wypijmy za zdrowie Oli i Daniela” na sali pojawia się tata Daniela i rozdaje gościom napełnione trunkiem…zielone kielonki, które specjalnie na tę okazję zamówiła rodzina pary młodej.

 

Wyobraźcie sobie ponad 60 osób śpiewających dla pary młodej piosenkę, która podobno bardzo często towarzyszyła im na górskich wyprawach. Coś nierealnego. Niespodziankę tę przygotowali na wiele tygodni przed weselem. Pięknie, prawda? Życzymy wszystkim parom tak zaangażowanych gości!

 

 

Bo detal ma znaczenie

 

Chcemy podkreślić, że w najmniejszych detalach widać było zaangażowanie i przygotowania Oli i Daniela. Nasza para była bardzo świadoma tego, co dobrze wygląda na zdjęciach i jak przygotować pewne elementy, by ładnie się na nich prezentowały. Wspomniane już szlafroki dla dziewczyn, które były porządnie wyprasowane i dzięki temu wyglądały estetycznie. Identyczne stroje druhen i drużbów. Drewniane wieszaki z napisami „mąż” i „żona” w tej samej stylistyce, co drewniane pudełko na obrączki.

 

Były winietki na eko papierze z białym nadrukiem na drewnianej „nóżce”! Cudowna drewniana tablica przed stołem młodych z napisem – „Tu siedzą Misie”! Kwiatowe dekoracje ustawione w słoikach na długich, drewnianych stołach w Gawrze. Bar, który stał na zewnątrz a na nim domowe nalewki – przysmaki jednej z rodzin! Wielka drewniana tablica z rozkładem jazdy weselnej, czyli co i kiedy będzie się odbywać. Instaxy i przygotowana ścianka, by powiesić na niej zdjęcia. Kącik z księgą gości. I wiele innych detali.

 

Było też coś bardzo szczególnego dla każdego z bliskich. Przy nakryciu na stole znajdowała się koperta, a w środku czekała fotograficzna niespodzianka – zdjęcia wygrzebane z przeszłości, na których znajdowali się nowożeńcy wraz z tym konkretnym gościem. Zaskoczenie, śmiechy i zdziwienie – „a skąd Wy to wzięliście” były najlepszą nagrodą za ten trud, by znaleźć i wydrukować takie fajne, nietypowe pamiątki.

 

Trzeba przyznać, że widać było, że spędzili nad tym weselem wiele godzin i dopracowali je w najmniejszym szczególe.

 

 

To już jest (prawie) koniec…

 

Musimy przyznać, że w naszym życiu mamy szczęście spotykać na swojej drodze wspaniałych ludzi. Czuliśmy się na tym wyjeździe jak wśród swoich bliskich. Wszystkich gości Oli i Daniela, ich rodziców i przyjaciół, bliskich i dalszych krewnych będziemy wspominać bardzo ciepło. Wspólnie spędzone w Bieszczadach dni napełniły nas pozytywną energią, którą czujemy za każdym razem, gdy oglądamy ten reportaż.

 

Doskonale wiedzieliśmy jak bardzo ważne są dla Oli i Daniela zdjęcia, bo połowa gości zajmuje się fotografią. Czuliśmy się przez to z jednej strony bardzo zestresowani, bo chcieliśmy sprostać ich oczekiwaniom, a z drugiej – byliśmy zaszczyceni, że wybrali właśnie nas.

 

Cieszymy się, że Ola i Daniel zaprosili na swój ślub i poprawiny. Jak zauważyliście ta para uwielbia zaskakiwać, to poprawiny też Wam się powinny spodobać. Pozwólcie, że opiszemy je w innym poście.

 

Jeśli lubicie takie klimaty – zapraszamy do obejrzenia innych naszych materiałów z Bieszczad:

 

Sesja poślubna w Bieszczadach

Plener poślubny w Bieszczadach

 

PS Brawa dla wszystkich, którzy tu dotrwali. Będzie nam miło, gdy dacie znać w komentarz,  co sądzicie o zdjęciach.